W niniejszym artykule trochę o wymyśle (pozornie) naszych czasów czyli o tzw. „związku bez zobowiązań”, z angielska “Friends with benefits”. Ale niech nikogo nie zwiedzie ta nowomowa - przecież związki bez zobowiązań zawierane są nie od dziś.
Już nasi dziadkowie żyli bowiem w podobnych relacjach - w ich czasach zjawisko to nazywano romansem.
Jest jednak jakościowa różnica między romansami naszych dziadków, a ich współczesnym wydaniem. Otóż nasze babcie i dziadkowie byli bardziej świadomi procesów zachodzących w ich wnętrzu aniżeli my jesteśmy świadomi tego samego w dzisiejszych czasach. Powód jest banalny - mniej posiadali i nigdzie się nie spieszyli. A to z kolei zaowocowało większą uważnością na samego siebie i ludzi wokół których budujemy nasz świat. Wraz z postępem technologicznym i kulturowym ludzie zaczęli oddalać się od siebie, relacje międzyludzkie w zatrważająco szybkim tempie ewoluowały tracąc niestety na jakości. Paradoksalnie pomimo dostępu 24h/dobę do social mediów, a zatem żyć innych ludzi zaczęliśmy stawać się coraz bardziej samotni. W dobie kiedy o wszystkich wiemy niemal wszystko, największa ilość klientów zgłaszających się do terapeutów wnosi temat samotności jako ten, który najbardziej im doskwiera.
I tejże samotności naprzeciw wychodzi relacja FwB. Dlaczego ludzie decydują się na tego typu relację jest tematem na osobny wpis, jednak pokrótce:
Wiele jest przesłanek wpływających na podjęcie decyzji o zawarciu relacji FwB - ponad wszelką wątpliwość są to jednak powody powierzchowne. Osoby, które wchodzą w takie relacje najczęściej jako przyczyny podają:
- stawianie na wolność,
- zatrzymanie dla siebie możliwie dużej przestrzeni życiowej,
- brak czasu na poważną relację,
- wygoda,
- niezobowiązująca przyjemność z kimś “pewnym” itd.
Zwykle jednak pod płaszczykiem powyższych argumentacji kryje się prawdziwy powód zainteresowania FwB:
- lęk przed odrzuceniem,
- unikanie cierpienia,
- unikanie odpowiedzialności za relacje,
- brak umiejętności tworzenia zdrowych relacji,
- nieufność,
- zaniżone poczucie własnej wartości i inne.
Każdy znalazłby coś swojego, co będzie przemawiało za wejściem w takową relację. Nic z powyższych do Was nie pasuje? Mylicie się, bo np. lęk przed odrzuceniem jest pierwotny i ze względów ewolucyjnych zupełnie naturalny dla wszystkich zwierząt. Odrzucenie w kontekście ewolucyjnym oznacza niepewność przetrwania. Minęły tysiące lat odkąd jesteśmy homo sapiens, a odrzucenie nadal wzbudza w nas tak samo silne emocje.
Wracając do sedna sprawy - na ogół staram się nie generalizować i przekonana jestem o tym, że istnieją pary FwB, dla których relacja ta spełnia oczekiwane od niej funkcje, a obie strony relacji czują się w niej bezpiecznie i komfortowo.
Jednak w znakomitej większości przypadków nie jest możliwe tkwienie w dłuższej relacji FwB bez problemów relacyjnych. Relacja ta wymaga ogromnego nakładu sił, jej “łatwość podtrzymania” jest po stokroć złudna. FwB wymaga stałego poczucia kontroli, które wynika ze stawiania swoich granic i ciągłego przestrzegania granic drugiej osoby. Jeżeli granice będą stale naruszane istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że relacja z tego czy innego powodu się rozpadnie.
Najczęściej rozpada się, ponieważ jedna lub druga strona relacji zaczyna się emocjonalnie w nią angażować. I wtedy oprócz “miło spędzonych chwil” pojawiają się obiadki u mamy, coraz częstsze “spontaniczne” wpadanie partnerowi do firmy, zajmowanie godzinami linii telefonicznej, coraz to nowsze pomysły jak “ulepszyć” relację (w domyśle przekształcić ją) i wiele innych magicznych trików. Finalnie oczywiście pojawia się szok i niedowierzanie, bo jak to? Przecież dbaliśmy o granice, znaliśmy zasady gry, wyznawaliśmy wspólne cele - co poszło nie tak? Nie jest tajemnicą, że motorem relacji FwB jest bliskość fizyczna, ale zdaje się być tajemnicą fakt, że nie da się oddzielić umysłu od duchowości czy ciała. Są to elementy nierozerwalne i mimo, iż często nie zdajemy sobie z tego sprawy, silnie na siebie oddziałują.
Na poziomie umysłu możemy stawiać granice.
Możemy myśleć i rozważać w sposób racjonalny.
Możemy nawet świadomie zadecydować, że nasz “przyjaciel” absolutnie nie spełnia warunków, po spełnieniu których moglibyśmy go pokochać.
Jednak podczas bliskości fizycznej (przytulanie, pieszczoty, seks) zachodzi inny proces - ciało mówi KOCHAM. W chwilach uniesienia każda komórka ciała mówi KOCHAM. Dodatkowo uczucie to uwiarygadnia chemia naszego organizmu - następuje wyrzut hormonów, które nie tylko potęgują fizyczną przyjemność i działają wręcz uzależniająco, ale również (co w tym kontekście ważniejsze) odpowiadają za wyłączenie kory przedczołowej odpowiedzialnej za logikę i analizę. Sama oksytocyna uwalniająca się podczas zbliżenia wpływa na poczucie, że ktoś jest dla nas ważny, a w całym procesie bierze udział o wiele więcej hormonów, które także pracują na rzecz przywiązania do partnera. Zatem racjonalne myślenie, świadome analizy i przemyślane decyzje idą w odstawkę. Jeśli zachowana jest powtarzalność tego procesu (a takie jest założenie FwB) ciało będzie przekonane o tym, że kocha. W imię zasady naczyń połączonych umysł w końcu się podda ulegając pierwotnej potrzebie każdego człowieka czyli kochać i być kochanym.
Podsumowując, wszystkim Friendsom życzę jak najlepiej, ale pamiętajcie proszę, by brać tę relację z całym jej majestatem - ze świadomością, że to, co nas w nią pchnęło (np. lęk przed odrzuceniem) może stać się samoistnie spełniającą się przepowiednią i zakończyć właśnie tym, czego tak się boimy.
Ściskam, Kama