Każdy z nas pewnie choć raz w życiu stanął twarzą w twarz z potworem o obliczu odrzucenia i przeżył to stracie na swój unikalny sposób, korzystając z dostępnych mu strategii “radzenia sobie” z tą paskudą. Dla rzutkiego programisty najprostszym sposobem była ucieczka w nałogi, młody finansista skupił całą swoją energię na pracy, Pani z warzywniaka natychmiast wskoczyła w nową relację romantyczną, a filigranowa blondynka z bloku obok przygarnęła kompulsywnie kolejnego bezpańskiego kota.
Cechy charakterystyczne wszystkich osób dobrałam w sposób losowy - proszę o wyrozumiałość jeśli zdradziłam Wasze unikalne strategie. Na moje usprawiedliwienie dodam, że jest ich tyle, ile ludzi na świecie także nie wszystkie karty odkryte. Strategia radzenia sobie w sytuacjach emocjonalnie kryzysowych jest zawsze zbiorem wielu zachowań, które to w swojej istocie mają na celu utrzymanie nas na powierzchni dobrostanu mentalnego i niezachwianej równowagi życiowej. Co jednak kiedy strategie nas zawodzą i spychają w coraz głębszą otchłań? Czy jest jakiś sposób, aby po rozstaniu poczuć się ze sobą dobrze? Jest i działa!
Zanurzmy się na chwilę w technikalia, aby zrozumieć z czego wynika obniżony nastrój po tym, jak partner się z nami rozstanie. Technicznie najłatwiej jest polecieć Freudem, a ten znany każdemu jegomość powiedziałby co następuje: Kiedy wchodzimy w związek emocjonalny z drugą osobą, lokujemy w niej część własnego ego (czyli siebie). W momencie, gdy partner kończy z własnej inicjatywy naszą relację, część naszego ego ulokowana w partnerze zostaje nam zwrócona - innymi słowy partner oddaje nam ją wbrew naszej woli, odrzuca tę część. Ponieważ nie jest możliwe natychmiastowe przeniesienie jej w takiej samej formie na inny obiekt (tj. nowego partnera) zostaje ona z powrotem wchłonięta przez jej pierwotnego właściciela. Prowadzi to do sytuacji, w której mieścimy w sobie (upraszczając) dwie części naszego ego tj. zdrową oraz odrzuconą. Za wszelką cenę chcemy się “pozbyć” tej “chorej” części (a to niemożliwe, przecież dalej jest to część nas) co z kolei prowadzi do autoagresji. W naszej głowie zaczynają kiełkować myśli niemające absolutnie żadnego potwierdzenia w rzeczywistości np.:
“Jestem niewystarczający”.
“Kto w ogóle chciałby ze mną być? Nie jestem warta jego miłości”.
“Jestem gorszy od faceta, dla którego mnie zostawiła”.
Są to przekonania, które terapeuci niejednokrotnie słyszą od klientów dotkniętych odrzuceniem. I aż ból ściska serduszko jak mocno klienci w takie słowa wierzą, gdy tak naprawdę to tylko odrzucona, niesforna część ego płata im takie figle!
Skupmy się teraz na tym, co możemy zrobić dla siebie, aby ułatwić sobie przejście przez żałobę po utracie relacji. Otóż właśnie - zawsze po rozpadzie relacji (czy to romantycznej czy przyjacielskiej czy o podłożu rodzinnym) następuje czas “żałoby”. Jest to zupełnie naturalne zjawisko - każdy z nas przeżywa żałobę po zakończeniu ważnej dla nas relacji. Najważniejsze jest, aby przeżyć tę żałobę w sposób, który nam nie zaszkodzi, a który możliwie szybko przywróci utraconą równowagę życiową. I proszę, nie odpytujcie wujka Google “jak szybko o kimś zapomnieć”, bo nie o zapominanie się tu rozchodzi, a o AKCEPTACJĘ. Osoba, która nie jest w stanie pogodzić się z utratą relacji to po prostu osoba, która nie zaakceptowała faktu jej zakończenia. Wiele osób “radzi sobie” z utraconą relacją wskakując od razu w drugą. Jest to jeden z najgorszych scenariuszy, ponieważ szkodzi nie tylko sobie, ale też nowemu partnerowi, który od samego startu jest na przegranej pozycji. Nie róbcie nieświadomym Waszych pobudek nowym partnerom takiego świństwa. Ból po stracie należy godnie przeżyć (na to potrzeba czasu), a nie zakopywać go w ogródku nowej relacji. Ilekroć w tym ogródku będziecie, a mogą to być przecież długie lata, zawsze będziecie widzieć naruszoną ziemię i kształt tego, co się pod nią kryje. Staniecie się zakładnikami truchła utraconej relacji i mimowolnie uczynicie zakładnikiem niczego nieświadomego partnera.
Jak więc ugryźć temat? Poniżej podsuwam kilka wskazówek z czego ostatnia wydaje mi się kluczowa.
-
Daj sobie czas na przeorganizowanie życia codziennego na nowe tory tj. do trybu, który służył Ci przed pojawieniem się relacji. Mowa tu o drobnostkach takich jak np. poranny rytuał picia kawy - wiesz, że nie musisz już pić tej mocnej parzochy? Teraz pij taką, która smakuje TOBIE. Nie musisz też już planować wycieczek w miejsca, które chcieliście odwiedzić oboje - pojedź z miejsce, które TY chciałeś/-aś od dawna odwiedzić. Innymi słowy dopasuj codzienność do trybu, który służy TWOIM preferencjom!
-
Znajdź czas dla siebie i rozkoszuj się nim robiąc rzeczy, które zawsze sprawiały Ci przyjemność. Przekieruj całą swoją energię i uwagę na centrum świata, którym obecnie jesteś Ty! Odgrzeb w sobie wewnętrznego dzieciaka i trochę go porozpieszczaj.
-
Zaakceptuj fakt, że teraz jest i będzie przez jakiś czas inaczej niż do tej pory. Inaczej nie znaczy gorzej!!! Na statku został sam Kapitan, ale uwierz mi, że z upływem czasu Twój rejs będzie coraz przyjemniejszy, a podróż w głąb samego siebie będzie najpiękniejszą ze wszystkich Twoich podróży!
-
Pokochaj tę odrzuconą część siebie. Wtedy już nie będzie taka niewygodna i niepasująca. Pomoże Ci w tym pewna niepodważalna prawda: Ludzie nie odrzucają partnerów, bo “są niewystarczający” czy “niegodni ich miłości”. W relacjach wszystko rozbija się o POTRZEBY. Ludzie odrzucają partnerów, ponieważ mają po prostu inne potrzeby i na poziomie świadomym czy podświadomym to czują. Jeśli spotkało Cię kiedyś odrzucenie to z pewnością sytuacja miała miejsce również w Twoim przypadku - po prostu osoba, z którą byłeś/-aś miała inne potrzeby i będzie szukała kogoś o zbieżnych potrzebach. Oto cała tajemnica odrzucenia!
Nie pozostaje mi nic innego jak mocno wierzyć w powodzenie wykorzystania powyższych wskazówek i trzymać kciuki wysoko w górze. Doceńcie proszę wysiłek, który podjęliśmy z Sigmundem, aby pokazać Wam od kuchni to, z czym się borykacie. Teraz nie tylko wiecie jak wygląda kuchnia od środka, ale też jak upichcić sobie finalnie wyborne samopoczucie. I uszy do góry - nauka gotowania tak jak i każda inna nauka wymaga czasu i cierpliwości. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko życzyć Wam udanej uczty!
Ściskam, Kama