Niniejszy tekst dedykuję kobietom, które w swoich relacjach wchodzą w role naprawiaczek-pocieszycielek, a także samej sobie sprzed lat. Na początku tego wywodu chciałabym jednakowoż podkreślić, że wytrwałych rycerzy ratujących zagubione księżniczki też nie brakuje. Od zawsze jestem za równouprawnieniem i według mojego uznania macie prawo wpisywać się w schematy, które z reguły przypisuje się kobietom. Także Panowie – Was też to dotyczy, bądźcie czujni!
Zjawisko o którym myślę możecie zdiagnozować na bazie poczucia, że:
“To JA jestem odpowiedzialna za naprawianie problemów w związku (mimo, że nie ja je generuję). Ja mu wskażę drogę, wszystko wytłumaczę, podsunę najlepsze rozwiązania, pokażę jak żyć, a może nawet namówię na terapię. On wydaje się w tym jakiś zagubiony, sam na pewno sobie nie poradzi… Ale jeśli ja mu pomogę to na pewno damy radę wyjść ze wszystkich problemów!”
Jeśli powyższy opis dotyczy sytuacji jednostkowych to jeszcze jest nadzieja, ale jeśli żyjemy w skórze Naprawiacza od lat to czeka nas dużo ciężkiej pracy. Ostatnio obserwuję rosnącą tendencję do naprawiania ludzi na siłę – troche nam się namnożyło tych Naprawiaczy, co? 😊 W zderzeniu z sytuacją, że nasz partner ma jakiś problem często w naszych głowach rodzi się ta zwodnicza refleksja:
“To taki rozgarnięty człowiek, przecież musi dostrzegać w czym tkwi jego problem, a z tego miejsca już tylko mały sus do rozwiązania – ja je widzę i pomogę mu je odnaleźć”.
Jeśli kiedykolwiek przyłapiecie się na takim myśleniu wyproście je natychmiast za drzwi, a klucz wyrzućcie za okno (coby w przyszłości nie kusiło). Co innego problem dostrzegać, a co innego rozwiązywać.
Absolutnie nie chcę przypisywać takim nieszczęśnikom etykiety Wykorzystywacza. Owszem zdarzają się przypadki, że niektórzy wykorzystują Naprawiaczy świadomie i z premedytacją, ale bywają także takie relacje, w których one naprawdę doceniają to, co dla nich robimy. Niemniej jednak samo “docenienie” nie wystarczy, potrzeba przede wszystkim dużo wewnętrznej siły, aby chcieć się zmienić. Pamiętajmy, że nie mamy wpływu na to, czy ktoś posprzata własne podwórko. Mamy wpływ jedynie na swoje. I owszem, możemy takim osobom towarzyć we wprowadzaniu zmian, ale nigdy nie będziemy wyzwalaczami tego procesu. Naprawiacze - pogódźmy się z tym!
Tkwicie w swoich schematach od lat, być może zostaliście “włożeni” w te schematy we wczesnym dzieciństwie, zamodelowani w taki sposób w rodzinach pochodzenia? Być może nauczyliście się tego już później, w procesie socjalizacji z nabliższym otoczeniem? Tak czy siak przepracowanie schematów i zaadaptowanie nowych zajmuje naprawdę dużo czasu. To tak jakby wybudować dom i po latach mieszkania w nim zarządzić przebudowę fundamentów – trochę katorżnicze prawda? Taką właśnie robotę muszą wykonać osoby ze “schematem Naprawiacza”. Ale jak się tego podejmą to chapeau bas! Mam nadzieję, że wyjdzie z tego willa z basenem! 😊
Drodzy Naprawiacze – apeluję, nie próbujcie zmieniać nikogo na siłę, Wasi bliscy tego nie chcą lub najzwyczajniej w świecie nie są na to gotowi. Możecie natomiast zadać jedno słuszne pytanie - co zrobić w obliczu takiego problemu dla samego siebie? Aby troche ułatwić zadanie wyrwania się ze schematu naprawiacza (gdyby powyższe argumenty nie wystarczyły) podsuwam pewną praktyczną wskazówkę.
Postarajcie się spojrzeć na partnera jak na “gotowy produkt” i zadajcie sami sobie pytanie – czy to co TERAZ widzę, TERAZ czuję, TERAZ dostaję od drugiej osoby jest dla mnie satysfakcjonujące? Czy tego właśnie dla siebie chcę? TU i TERAZ.
Odpowiedź na to pytanie doprowadziło mnie samą do rozpadu kilku relacji i pewnie wiele osób zaraz się zapeszy i krzyknie, że jestem w tym wszystkim okrutna. De facto rezygnuję z relacji, zamiast pomagać drugiej osobie wyjść z problemów. Jeśli ktokolwiek do Was tak krzyknie, możecie być pewni, że macie przyjemność obcować z drugim Naprawiaczem.
Świat pełen jest wartościowych ludzi, którzy potrafią budować satysfakcjonujące relacje TU i TERAZ – trzeba tylko dać im szansę. Nie marnujcie swojego czasu, bo tylko TU i TERAZ posiadamy - jak mawiają mędrcy tego świata: “wczoraj już nie wróci, a jutro może nie nadejść”. Jedyne co mamy to trwającą chwilę, więc bądźcie w niej spełnionymi partnerami, a nie wiecznymi Naprawiaczami czekającymi na gwiazdkę z nieba w uznaniu za nieocenione zasługi. ONA NIE SPADNIE.
I ja wiem…, mam w sobie tę wiarę, że potraficie naprawić wszystko, że nie ma dla Was rzeczy niemożliwych, ale… to nie w Waszych umiejętnościach naprawiania leży problem, a w gotowości na zmiany Waszego partnera. Podsumowując i odpowiadając na pytanie z tematu – nie, nie wykluczają się. Pod warunkiem, że jesteś zahartowanym w boju Naprawiaczem. “Spełnienie”, które odczuwasz w relacji jest dla Ciebie bardzo toksyczne – ba, cała relacja jest toksyczna, a Ty przecież zasługujesz na “kogoś więcej” 😊
Ściskam,
Kama